Sunday, September 8, 2013

Narodziny

Ten blog rodził się od dawna.  Długimi cichymi wieczorami.  W klubach, z każdym wypitym koktajlem, urwaną rozmową, uśmiechem z oddala.  Na parkiecie, w rytm kołyszących się ciał, pulsującej muzyki, migoczących świateł.  W przedziałach dalekobieżnych pociągów, między znikającymi lasami, łąkami, budynkami, spojrzeniami, słowami.  Na spotkaniach biznesowych, gdy szczegóły rozmowy zamieniają się w kojący szum słów, a jedyne co widzę to Twoje wilgotne usta, długie spojrzenie, skóra spragniona dotyku.  W przychodni lekarskiej, gdy recepcjonistka jest ciut za miła, spojrzenie ciut za intensywne, głos zbyt ciepły.  W gorącym letnim tramwaju, gdy zapach perfum dziewczyny obok wisi w powietrzu tak intensywnie, wypychając wszystkie inne myśli z głowy.  Na klatce, gdy spojrzenia sąsiadki stają się coraz bardziej obiecujące.  Na siłowni, gdy o dziwo zawsze trafiamy na siebie na bieżni, na rowerku, na leżaku.  W galeriach handlowych, na schodach ruchomych, gdy jedziemy w przeciwną stronę, lecz nasze spojrzenia się sczepiają, przyciągają, nie chcą nas puścić.  Przed bramką na lotnisku gdy zastanawiamy się czy będziemy w tym samym samolocie, rzędzie, koło siebie.  W urzędzie, gdy podczas prostej rozmowy o pogodzie szukam sygnałów, staram się utkać nową treść życia.

Codziennie mijamy setki, tysiące ludzi.  W autobusie, tramwaju, metrze, na ulicy, chodniku, w drzwiach, windzie, biurze, sklepie, banku, na poczcie, w przychodni, na spacerze, w lesie, w samolocie.  Mijamy się w milczeniu.  Czasami łapiemy końcówkę spojrzenia.  Ostatnie słowo zdania wypowiedzianego nie do nas.  Zapach ciała, perfum.  Dotyk w tłoku.  Większości nigdy już nie zobaczymy.  Nie usłyszymy.  Szansa ich poznania minęła na zawsze.  Tyle z nich jest samotnych.  W pustych mieszkaniach.  Wypalonych związkach.  Rozbitych rodzinach.  Zakłamanych układach.  Bezdusznych biurach.  Zdradzieckich przyjaźniach.  Są pustymi skorupami, wydmuszkami marzącymi o wypełnieniu, z rozrzewnieniem wspominającymi okres, gdy jeszcze byli kompletni.  Taki jestem ja, tacy są oni.  Mijamy się mimo, że możemy sobie dać właśnie to, czego szukamy.  Potrzebujemy.  Ze wzrokiem wbitym w ziemię, telefonie komórkowym przy uchu, laptopie przed oczyma, nie możemy znaleźć zguby, mimo, że stoi dokładnie przed nami. 

Ten blog jest o tym, jak pokornie i biernie oddajemy najcenniejsze minuty swego krótkiego życia.  Jak pasywnie tracimy to co najcenniejsze.  Jak zwierzęta idące na rzeź, godzimy się z pustką nas otaczającą, mimo, że wszyscy cierpimy na to samo i wszyscy możemy sobie pomóc. 

Mam grubo ponad 30 lat.  Jestem przystojnym, wykształconym, inteligentnym, dobrze zarabiającym mężczyzną.  Mam poczucie humoru, jestem wrażliwy, uwielbiam kobiety.  Ale cierpię na straszną chorobę: umieram z pragnienia miłości. 


Ten blog jest o tym jak szukam miłości i jak jej nigdy nie znajdę. 

No comments:

Post a Comment