Sunday, October 30, 2016

Wyznanie

Zastanawiałem się dzisiaj czego Pani życzyć. Tak bardzo się nie znamy.  Tak bardzo chciałbym, abyśmy się znali. Tak mało o Pani wiem. Strzeże Pani swojej prywatności, jak wstydliwej tajemnicy, jak dziury w skarpetce, jak tej parszywej historii z liceum, którą wszyscy jakąś mamy, o której wiedzą tylko nieliczni.

Tak godnie Pani broni swojego życia przede mną, że nie mogę tego nie respektować.  Jakby wiedziała Pani, że ja moge przynieść tylko zniszczenie, tylko smutek, że za pustymi słowami nic nigdy nie będzie.  Że zakażenie przyjdzie nagle i wymiecie wszystko. Więc broni się Pani. Nie mogę się Pani dziwić.  

Ale jednak otworzyła Pani rąbki tej tajemnicy kilka razy... historie rodzinne z dzieciństwa... relacje z siostrami... Gdy z Panią rozmawiam, reszta świata znika.  Jesteśmy tylko my.  Jak w kluczowym dialogu w dramacie, z kadru znikają wszyscy inni.  Robi się ciemniej.  Jesteśmy sami, we dwoje.  Intymnie.  Pani niespodziewany monolog ponad trzy lata temu o samotności ludzkiej, która za nami podąża jak anioł stróż, jak kuszący diabeł....  Czy Pani mówiła wtedy o sobie, czy o mnie?  Te słowa towarzyszą mi dzień w dzień.  Niespodziewana podwózka samochodem, gdy musiałem przejść jedynie 100 metrów by podjechać na dworzec, a jednak podwiozła mnie Pani.  Siedzieliśmy w nieskończoność w Pani samochodzie zanim wysiadłem.  Padał deszcz.  Wolno po szybkie ślizgały się wycieraczki.  Rozmowa się nie kleiła.  Chciałem wysiąć, ale Pani oponowała.  Niech Pan jeszcze zostanie.  Tacy niezdarni, tacy zmieszani.

Nie wiedziałem co Pani napisać.  W końcu napisałem swoje wyznanie. J.W. Goethe napisał jakieś bzudry o piersiach i ciele.  Ja mam coś bardziej skromnego.
Droga Pani X,  
Chciałbym Pani złożyć życzenia, jakich Pani nigdy od nikogo nie dostała.  Ale Pani wydaje się mieć juz wszystko. Uroczego synka, który jest dla Pani wszystkim.  Tą serdeczność, to miłe usposobienie, za każdym razem gdy sie widzimy.  Nie mogę Pani życzyć niczego, bo Pani wydaje się wszystko już mieć.  A jeśli Pani nie ma to i tak okazuje Pani taką pogodę ducha jakby wszystko miała.  Taką lekkość.  Takie szczęście bycia sobą.  Z każdej sekundy życia.
Zamiast życzeń, podzielę się więc z Panią swoimi małymi dwoma sekretami, bo tych dwóch rzeczy wiem że nikt Pani nie da. 
Często w nocy nie mogę usnąć, bo świat kręci się zbyt szybko, decydują się ważne kwestie, nie załatwiłem bardzo istotnej sprawy, nie wysłałem wszystkich arcypilnych maili, nie sprawdziłem ostatnich publikacji w Dzienniku Urzędowym, zapomniałem oddzwonić do bardzo ważnego prezesa, świat się beze mnie zawali, rynki się załamią, Wall Street upadnie, cena złota skoczy do góry, a uprawnień do emisji do dołu, ciśnienie i tętno skacze, gwiazdy wirują na niebie, księżyc przelatuje przez nocne niebo jak rakieta, serce bije coraz szybciej, a wskazówki po nocnym zegarze biegną uciekając przed nadchodzącym brzaskiem, który jest tuż tuż.....
Wtedy myślę o Pani. 
Widzę Pani uśmiechniętą twarz.  Słyszę Pani łagodny głos.  Pani zielonkawe oczka filuternie na mnie (pewnie na wszystkich) spoglądają.  Słyszę: Panie Marku, jak dawno Pana u nas nie było!  Pani skromny ciepły uśmiech rozlewa się po galaktyce i spowalnia ruch ciał niebieskich.  Komety przestają zabłąkane szukać miłości po wszechświecie i wracają do domu.  Czarne dziury przestają łapczywie wciągać całą materię i zaczynają się wreszcie szczodrze dzielić.  Białe karły, wcześniej palące się smutkiem, iż już za chwilkę się wypalą i zgasną na wieki, na nowo wypełniają się nadzieją i żyją drugim życiem gwiazd.  A nasz własny księżyc wreszcie znajduje swoje miejce na niebie, nad moim domem, tuż za kominem.  
Czas zwalnia, potem staje.  Tykanie zegara oddala sie, oddala, oddala... A ja widzę tylko Pani uśmiech. Tylko Pani oczy.  Czuję Pani zapach, gdy mija mnie Pani w korytarzu, nieśmiało opuszczając wzrok... Robi się ciepło i słyszę Pani łagodny głos, łagodny szept... wtedy usypiam jak dziecko.
Przyznam się Pani do czego wstydliwego.  Dwa lata temu, jechałem pociągiem.  Cieszyłem się na to, że zobaczę kogoś dla mnie ważnego, mimo że nieznanego, kogo nie widziałem od kilku miesięcy.  Stanowiła dla mnie zagadkę.  Była taka tajmnicza.  Tak mało o sobie mówiła.  Nie byłem w stanie nic wyciągnąć ani od niej, ani od innych znanych nam wspólnie osób, bez budzenia podejrzeń.  Jadąc pociągiem, myslałem o niej i jak bardzo się cieszę, że jutro ją zobaczę.  Pamiętam to jak wczoraj: siedziałem w Warsie, po prawej stronie wagonu, przy dużym stoliku, sam.  Patrzyłem przez okno.  I w tym właśnie momencie, przyszedł SMS, który wyjaśnił sprawę najważniejszą.  Panie Marku!  Tak dawno Pana nie widzialam.  Przykro mi, że jutro się nie zobaczymy, ale mam niespodziankę.  W załączonym pliku przesyłam zdjęcie swojego ukochanego synka, który urodził się wczoraj caluśki i zdrowiuteńki.  Rozanielona mamusia.
Czasami krwawimy wewnętrznie, lecz na zewnątrz nosimy dumną minę na pokaz.  Udało mi się jeszcze wysłać do szczęśliwej mamusi SMS-a.  Byłem szczęsliwy jej szczęściem.  Synek był faktycznie przepiękny.  Z pewnością po mamusi.  Dopiero po naciśnięciu SEND coś wewnątrz puściło.  Gdzieś pojawiła się rysa, a potem pęknięcie.  Jednyny raz od ponad 10 lat, uroniłem kilka łez przez kobietę.  To wina pociągu.  W pociągach się rozklejam.  
Tych życzeń Pani nigdy nie przeczyta.  Wszyscy nosimy swój krzyż, wszyscy mamy swoje tragedie duże i malutkie.  To jest mój malutki dramat.  Pani żyje swoim szczęściem.

Wszystkiego najlepszego.